piątek, 6 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 5

Zemsta jest słodka kiedy ją planujemy. A gdy już jej dokonamy czy będzie smakować tak samo jak wcześniej?





Wpadłam do domu z szerokim uśmiechem na twarzy. W mojej głowie powstawał właśnie genialny plan, który chciałam jak najszybciej ziścić. Minęłam mamę w przedpokoju i wbiegłam na schody. Widząc jej zdziwioną minę i otwarte usta gotowe do powiedzenia czegoś, szybko wtrąciłam.
- Nie jestem głodna! Gdyby dzwonił West to mnie nie ma! - Krzyknęłam otwierając zamaszyście drzwi do swojego pokoju. Weszłam do środka i zatrzasnęłam je z wielkim hukiem.
- Właśnie miałam Ci powiedzieć, że dzwonił jakieś 20 razy. - Powiedziała pani Donovan i westchnęła cicho kręcąc głową z dezaprobatą, po czym wróciła do kuchni i wyłączyła dźwięki w telefonie by nikt nie zakłócił jej spokoju kolejne 20 razy.
Podeszłam od razu do szafy i wygrzebałam z samego dołu "zakazany" worek. Znajdowały się w nim przede wszystkim ciuchy, które kupiła mama z myślą o tym, że kiedys jej córka postanowi zacząć się ubierać jak przystało na dziewczyne w jej wieku. No i doczekała się. Wysypałam wszystkie ubrania na łóżku i zaczęłam je nerwowo przeglądać szukając czegoś odpowiedniego. Parę fajnych bluzek, kilka spódnic, jakieś dziwne sweterki, buty i...w końcu znalazłam to o co mi chodziło. Wzięłam do ręki krótką, ciemną, jeansową spódniczkę potarganą lekko na końcach i granatowo-białą bluzkę na ramiączkach związywaną pod biustem na śliczną kokardkę. Wyszczerzyłam zęby w samozadowoleniu i zabrałam się natychmiastowo do przymierzania. Swoje stare ciuchy rzuciłam gdzieś w kąt. Ze spódniczką poszło bez problemu, spokojnie dopiełam się w pasie i wciągnęłam automatycznie brzuch przeglądając się w lustrze. Pasowała całkiem nieźle, nawet nie wiedziałam, że mam takie szczupłe uda. Gorzej było z topem który nie za bardzo wiedziałam jak założyć. W końcu po paru próbach bluzka wylądowała na właściwym miejscu. Wyglądałam w niej całkiem seksownie, co nie zmieniało faktu, że była cholernie niewygodna. Co chwilę podnosiłam ją do góry w obawie,że zaraz mi zleci odsłaniając nieco za dużo mojego ciała. Odpięłam tylko ramiączka od stanika które nie wyglądały zbytnio apetycznie. Normalnie w życiu nie założyłabym takiej koszulki nawet za milion dolarów. Ale teraz..byłam bardzo zdeterminowana i moje uprzedzenie poszły na bok. Wyprostowałam plecy i uniosłam lekko podbródek uśmiechając się przy tym nieznacznie. Ktoś zapukał, a po chwili do pokoju wparowała mama, skrzywiła się na widok tych wszystkich porozwalanych na podłodze ubrań i ponownie otworzyła usta by coś powiedzieć ale zamilkła. Zamurowało ją. Posłałam jej słodki, dziewczęcy uśmiech zupełnie niepodobny do starej Jess.
- Zrobiło się ostatnio bardzo gorąco i za ciepło mi już w tamtych ubraniach. - Powiedziałam niby beznamiętnym tonem i wzruszyłam przy tym ramionami cały czas wlepiając swój wzrok w lustro. Pani Donovan się w końcu ocknęła.
- Jess, wyglądasz ślicznie. - Stwierdziła uśmiechając się przy tym szeroko i przyglądała mi się bacznie próbując zapamiętać mnie w tym stroju jakby bała się, że zaraz obudzi się z tego snu i zobaczy mnie znowu w jakiś beznadziejnych łachmanach.
- Jeżeli chcesz to możemy iść na zakupy. - Dodała uradowana. - Albo po prostu dam Ci pieniądze, a ty idź sobie coś kup. - Dodała pośpiesznie wiedząc, że nie za bardzo lubie z nią chodzić i rozglądać się za jakimiś ciuchami. Cóż nasze gusty bardzo sie różniły. Jak to łatwo obejść rodziców by zdobyć kasę. Przez ostatnie parę miesięcy nie mogłam się doprosić o złamanego grosza by coś sobie kupić a teraz..Wystarczyło, że założyłam coś innego i mama już szasta banknotami.
- O super! Zadzwonię zaraz do Sary ! - Złapałam za komórkę i wykręciłam numer do niej. Mama wyszła z pokoju nie chcąc mnie w jakikolwiek sposób krępować, pewnie była ostrożna bym przypadkiem nie zmieniła zdania. Przeczekałam parę sygnałów ale dziewczyna nie odbierała. Włączyłam laptopa i napisałam do niej, ale najwyraźniej nie było jej bo również nie odpisała. Wątpiłam, że obraziła się po tym incydencie w łazience. Nie miała być na co zła..Tak myślałam. Trudno będę musiała pojechać sama. Właśnie pojechać..Normalnie w tym momencie zadzwoniłabym do Westa by mnie podwiózł. No ale nie było takiej możliwości w obecnej sytuacji. Zabrałam swoją torebkę wcześniej pakując do niej komórkę i portfel, po czym zeszłam na dół.
- Idę do centrum. - Powiedziałam do mamy, a ta po chwili wstała biorąc do ręki kluczyki od citroena.
- Weź auto. I tak na razie nie potrzebuje, a tobie przyda się. - Uśmiechnęła się do mnie rzucając mi klucze od samochodu. Spojrzałam się na nią z niedowierzaniem. Chyba po raz pierwszy w życiu dała mi kluczyki z własnej woli. Nie mogłam się nadziwić jej nagłej zmianie nastawienia. Nie dość, że dostałam pieniądzę, to jeszcze samochód.
- Dzięki ! - Mruknęłam uradowana i rzuciłam się na szyję mamie. Na prawdę doceniałam to wszystko co dla mnie robiła. - Obiecuję, że nie będę długo ! - Krzyknęłam wychodząc z domu.
Podróż do centrum zajęła mi mniej więcej 20 minut, przez cholerne korki. Wjechałam na podziemny parking pod olbrzymią galerią i jeździłam jeszcze chwilę nie mogąc znaleźć żadnego miejsca. Kiedy w końcu wjechałam windą na parter oczom ukazała mi się ogromna, nowoczesna, paropoziomowa budowla. Surową, metalową konstrukcję wykańczała fontanna na środku głównego holu i ogromne palmy, które były zaraz przy niej. Ogółem całość miała chyba imitować jakąś oazę dla spragnionych odpoczynku po wielogodzinnej tułaczce po tym budynku. Zresztą wcale się nie dziwiłam, bo zakupy mogą być męczące. Modliłam się duchu o to by nie spotkać nikogo znajomego. Mogłoby być trochę krępujące. Ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę na cienkich ramiączkach z dumnie podniesioną głową weszłam więc do pierwszego sklepu, a potem do kolejnego i następnego w poszukiwaniu czegoś co nadawałoby się do założenia i równocześnie czegoś modnego. Jedynym nie pasującym elementem mojej garderoby była płócienna torba typowo hinduska, oraz znoszone czerwone conversy nad kostkę, dlatego też jednym z moich początkowych założeń było odwiedzenie sklepu obuwniczego. Jakie buty miałam zamiar kupić? Tego jeszcze nie wiedziałam.
W ciągu 3 godzin przeszłam około 5 sklepów, a w nich zakupiłam parę koszulek, większość z nich była ładnie wycięta i odsłaniała trochę biustu, przez jak mi się zdawało wyglądałam bardziej pociągająco. We wranglerze kupiłam dopasowane, ciemne rurki, które podkreślały moje zgrabne uda i tyłek. Dodatkowo dorzuciłam trochę błyskotek w formie różnych bransoletek i naszyjników, parę ozdób do włosów, stylowe okulary przeciwsłoneczne i apaszkę w maki. W h&m znalazłam parę bardzo ciekawych sweterków i wybrałam z nich dwa : jeden jasnożółty, dosyć krótki zapinany na małe guziczki, natomiast drugi trochę grubszy w zielonym kolorze wkładany przez głowę. Jeżeli chciałam wyglądać na prawdę inaczej musiałam również odwiedzić dział z sukienkami i spódnicami. Przez pierwsze 20 minut stałam na przeciwko wieszaków i przyglądałam się im tępym wzrokiem, nie miałam odwagi wyciągnąć ręki i sięgnąć po jedną z tych rzeczy. Z letargu wyrwała mnie ekspedientka.
- Mogę w czymś pomóc ? - Zagadnęła uprzejmym tonem podchodząc do mnie. Była to młoda kobieta, miała góra 22 lata. Śiczna, wysoka o krótkich, rudych włosach. Piegi rozsiane po twarzy dodawały jej jeszcze więcej uroku, a hipnotyzujące zielone oczy po prostu świetnie komponowały się z całością. Ubrana była w koronkową, lekko różowawą koszulę i ołówkową, czarną spódniczkę oraz białe botki w stylu retro. Prezentowała się jak najlepszej klasy modelka, oczywiście według mnie. Cóż z pewnością zazdrościłam jej tej innej urody.
Potrząsnęłam głową wracając przy tym do świata żywych. Odwzajemniłam lekko jej uśmiech i skinęłam na przywitanie głową.
- Po prostu przeglądam... Muszę zrobić remanent szafy i szukam czegoś ciekawego. - Wzruszyłam ramionami przyglądając się nadal beznamiętnym spojrzeniem wieszakowi z sukienkami. Dziewczyna zmrużyła oczy i zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głowy. Poczułam się niekomfortowo.
- Rozmiar 38, zgadza się? - Powiedziała rudowłosa i zaczęła przebierać między sukienkami. W odpowiedzi przytaknęłam tylko głową zastanawiając się co ona kombinuje.
Przewiesiła sobie przez ramię cztery rzeczy i ruszyła w kierunku przymieżalni.
- Chodź, przymierzysz te, a w razie gdyby Ci się nie spodobały pokażę Ci inne. - Ponownie na jej twarzy zagościł łagodny uśmiech w momencie, gdy wieszała w kabinie te cztery sukienki. Nie minęło 10 minut jak wyszłam z szatni. Każda z sukienek zupełnie jakby była szyta na mnie. Idealnie dopasowana w każdym miejscu, nigdzie nie odstawała. Cóż dziewczyna miała 'niezłe oko'. Kiedy tylko znalazłam się z powrotem na hali rudowłosa podeszła do mnie.
- I jak? - Zapytała przyjemnym dla ucha tonem, obserwując mnie z zaciekawieniem.
- Wszystkie są świetne... Nie wiem, które wybrać. - Odpowiedziałam rozżalona. Wszystko byłoby prostsze gdyby przymieżyła tylko jedną, wtedy bynajmniej wiedziałaby, którą wybrać. Ruda zaśmiała się.
- Mam często ten sam problem. - Mrugnęła do mnie, a chwilę potem jej rozbawiony wyraz twarzy zastąpiło zamyślenie. - Jeżeli chcesz to mogę załatwić Ci zniżkę. Jako pracownik mam pewne przywileje. - Skomentowała przyciszonym tonem, skutecznie namawiając Jess do popełnienia grzechu - ' nieumiarkowanie w zakupach '. Ale w końcu raz się żyje. Kiwnęłam lekko głową, a usta same rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Dwadzieścia minut potem wyszłam ze sklepu ledwo mieszcząc się z torbami w bramce. Na szczęście przy wyjściu nic nie pikało, więc odetchnęłam. Najbardziej bała się takich sytuacji. Cóż dzisiaj chyba przepuściłam wszystkie swoje pieniądze i pieniądze mamy. Więc czas zbierać się do domu. Zjechałam po ruchomych schodach z drugiego piętra na parter. Jak już wczęśniej napomknęłam - cholernie trudno jest przemieszczać się z taką ilością toreb. Jak nigdy dotąd nie bawiły mnie zakupy, tak teraz, aż promieniałam z radości, kiedy ludzie wbijali we mnie swoje zdziwione spojrzenia pełne zazdrości. Przechodziłam właśnie obok fontanny i nawet nie usłyszałam kiedy zaczął dzwonić mi telefon, zaczęłam nerwowo przekładać połowę toreb do drugiej ręki, by chociaż jedną dłonią przetrząść torebkę w poszukiwaniu komórki. Nie wspomniałam przedtem, ale kafelki w galerii były bardzo śliskie, więc kiedy skręcałam ku wyjściu, desperacko szukając komórki w torbie, wpadłam na kogoś, a wręcz odbiłam się od tej osoby. Telefon upadł na ziemie, zdążyłam tylko usłyszeć brzdęk roztrzaskiwanej szybki, a chwilę potem ktoś nadepnął na moją baterię, która wyleciała z obudowy telefonu. Dzień przecież nie mógłbyć zbyt idealny. Z moich ust nieumyślnie wyrwało się ciche przekleństwo.
- Przepraszam nie zauważyłam Cię.. Na prawdę jestem bardzo roztrzepana dzisiaj. - Odezwałam się do osoby na którą wpadła próbując zebrać resztki komórki z podłogi. Wiedziałam, że mam do czynienia z chłopakiem - poznałam po nowych adidasach z nike'a, które obecnie nosiło pół populacji naszego miasta. Podniosłam się przeciągając przy tym mimowolnie wzrok po sylwetce delikwenta. Kiedy tylko dotarłam do jego twarzy, okazało się, że ciemnozielone oczy wpatrują się we mnie z rozbawieniem. Skądś znałam te oczy... Wtedy to do mnie trafiło.
- Paul Norrington. - Pisnęłam pod nosem oszołomiona. Wysoki blondyn uniósł pytająco brwi. Mogłam przyjrzeć się mu teraz dokładniej. Nigdy wcześniej nie miałam z nim bliskiej styczności i chyba dlatego też nie zauważyłam, że jest tak zabójczo przystojny. Oczywiście nie zapominajmy o tym, że jest jednym z najpopularniejszych chłopaków w Fulerrton High School i do tego chłopakiem Megan. Tak, TEJ Megan. Chwila.. Raczej był jej eks chłopakiem. No bo w końcu jakby wytłumaczyć związek Megan i Westa?
- Jess. - Skinął na przywitanie głową, przy okazji wyręczając mi baterię do mojej komórki. Znał moje imię.. Nie nazwał mnie Jessicą, czego nawiasem mówiąc nienawidzę, jak ktoś mnie tak woła. Poza tym moje imię w jego ustach brzmiało wyjątkowo .. miękko, tak .. pięknie. Rozmarzonym wzrokiem wpatrywałam się w jego umięśnioną sylwetkę.
JESS CO TY ROBISZ? - zawołałam do siebie w duchu i otrząsnęłam się z tego letargu. Jednak widząc jego uroczy uśmiech znowu pogrążyłam się w niebieskich migdałach.
- Nie wygląda to najlepiej. - Skomentował, gestem wskazując na szczątki mojej komórki i wyrywając mnie ponownie z tego zamyślenia. Wszystko co pozostało po telefonie wrzuciłam do torby w ekspresowym tempie. Nie wiedzieć skąd, na moich policzkach pojawiły się różowe plamy. - No tak..mhm..no. - Mruknęłam niezrozumiale w odpowiedzi opuszczając spojrzenie na własne trampki. Czułam na sobie jego badający wzrok.
- Wyglądasz jakoś...inaczej. - Stwierdził drapiąc się po głowie. Cóż miał rację. Z pewnością nie wyglądałam jak 'dawna Jess'. ' Dawna Jess' w życiu nie założyłaby ubrań, które obecnie miałam na sobie, ani nawet nie spojrzałaby na ciuchy w sklepie jak te, które sobie dzisiaj kupiłam. Każdy potrzebuje kiedyś odmiany. Zmrużyłam lekko oczy nie wiedząc jak mam przyjąć jego stwierdzenie. - Ee.. Dzięki chyba. - Odpowiedziałam zakłopotana i poczułam jak ponownie moje policzki się zaróżowiają. - Wiesz.. muszę już iść.. Tak iść. To dobry pomysł. Mhm. - Dodałam po chwili, czując jak puls wzrasta mi w żyłach. Co ja najlepszego robię ? Miałam ochotę rzucić mu się w ramiona, był taki czarujący i przystojny i w ogóle.. idealny. Głupia Jesse, głupia Jesse ! Posłałam mu krótki uśmiech, który raczej można byłoby zinterpretować jako grymas i ruszyłam ku wyjściu nie odwracając się.
- Hej Jess ! - Usłyszałam jego krzyk za plecami i przystanęłam w miejscu odwracając się w jego stronę. Większośc osób siedzących przy fontannie wodziła wzrokiem ode mnie do Paula. - Przykro mi z powodu...- Zmarszczył czoło i spuścił głowę. Mój humor diametralnie się zmienił. Wiedziałam co ma na myśli. Przykro mi z powodu Westa - dokończyłam w duchu i poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicach żołądka. Norrington prawidłowo uznał, że jednak to nie jest najlepszy temat i oddalił się. Utkwiłam swój wzrok w jakiejś dziewczynce ubranej w błękitną sukieneczkę i słomiany kapelusik. Mała szatyneczka miala góra 6 lat i krzyczała coś do swojej mamy. Elegancka kobieta podeszła do dziecka i z uśmiechem wyręczyła jej monetę. - Wrzuć to do fontanny i pomyśl sobie jedno życzenie, a któregoś dnia twoje marzenie się spełni. - Dziewczynka pisnęła radośnie słysząc słowa matki, pośpiesznie wzięła pieniążka i wrzuciła go do fontanny. Po chwili oby dwie trzymając się za ręce weszły do jednej z kawiarni. Jess spojrzała na kieszeń swojej spódniczki, a kiedy dotknęła jej dłonią, w środku zabrzęczały jakieś drobniaki. Parsknęła śmiechem. Czy na prawdę była głupia, żeby wierzyć w takie bajeczki? Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po którąś z monet. Zacisnęłam mocno usta i oczy wypowiadając w myślach życzenie, po czym podeszłam do źródełka i naśladując dziewczynkę w błękitnej sukieneczce - wrzuciłam monetę do wody. W tym momencie za plecami rozległ się donośny śmiech. Nie pomyliłaby go z żadnym innym. Megan. Ile jeszcze osób spotka dzisiaj? Przecież tak chciała ominąć wszystkich szerokim łukiem.
- Donovan niezależnie ile tam wrzucisz i tak nigdy nie przestane Cię męczyć,a ty zawsze będziesz niezdarą. - panna Bennet jak zwykle umilała życie Jessice przez swoje przyjemne komentarze. Dzisiaj Megan nie była sama, zza jej pleców wyłoniły się jeszcze dwie dziewczyny - Paige i Patrice "Patty" Blanchard. Dwie złośliwe bliźniaczki o francuskich korzeniach. Dwie dziane, identyczne brunetki o jasnych szarych oczach i szpiczastych nosach, typowych dla francuzów. Oczywiście z Francją miały tyle wspólnego, co ja z chińczykami, ale na każdym progu przechwalały się ich babcią, która była bardzo znaną primabaleriną w swojej młodości. Ogółem podsumowując cała ich trójka zwiastowała nic innego jak - kłopoty.
- Bennet wcale nie o to prosiłam. Miałam tylko nadzieję, że w końcu wymienią Ci twój mózg z mózgiem pawiana. Może byłabyś troszkę mądrzejsza po transplantacji. - Powiedziałam przymilnym, słodkim tonem i wzruszyłam ramionami. Widać było, że w Megan się zagotowało, kiedy po ich krótkiej wymianie zdań ludzie znajdujący się w pobliżu głośno się zaśmiali. Blondynka przyglądała się tylko Jess z politowaniem, udając, że jej to wcale nie ruszyło.
- Nawet nie wiesz z kim zadzierasz...- Skomentowała pewnym siebie tonem, unosząc nieznacznie jedną z tych przesadnie, idealnie wydepilowanych brwi.
- Dobrze wiem z kim.. Z pustakiem, który jest zbyt głupi by wiedzieć co to jest 'transplantacja'. - Odgryzłam się i zrobiłam krok do przodu zmiejszając pomiędzy nami odległość. Strasznie przeszkadzały mi te ogromne torby z zakupów. Chciałam teraz cisnąć nimi w te 'Aniołki Charliego', ale uznałam, że żałowałabym tego więc w ostatniej chwili się opamiętałam. Choć przyznam było ciężko.
- Ona dobrze wie, co to jest tra...npsla..tacja. - Jedna z bliźniaczek wystąpiła przed szereg z groźnym wyrazem twarzy. Jesse zaśmiała się głośno na ten cały widok, a jeszcze głośniej, kiedy usłyszała próby wymowy jakże skomplikowanego słowa przezfrancuzkę z bożej łaski.
- Zamknij się.- Warknęła Megan i wywróciła oczami. Zaczęłam się zastanawiać do kogo skierowane były jej słowa, do mnie czy do jej służki? Paige bądź Patty zarumieniła się i ponownie skryła się za blondynką od której, aż emanowała władczość i pewność siebie.
- Nie pozwalaj sobie na tyle Donovan..- Dodała unosząc dumnie podbródek i podeszła do Jess mierząc się z nią teraz. Oby dwie zadzierały nosa, jednak blondi miała z pewnością dużą przewagę wzrostu, co potęgowały jeszcze jej wysokie szpilki. Nagle w momencie Megan złapała Jess za włosy, a po całym centrum poniósł się jej przeraźliwy krzyk. Pociągnęła ją ku fontannie i popchnęła wprost do niej. Jessica nie miała szans działo się to zbyt szybko, próbowała się wyrwać, ale Megan nie rozluźniała uścisku. Chwilę potem potknęła się o murek i runęła do fontanny. Bennet w tym czasie razem z bliźniaczkami nie próżnowała i by Jess nie czuła się samotna wrzuciły też jej wszystkie torby do środka, które nasiąknęły wodą w szybkim tempie. Jesse szamotała się jeszcze chwilę w wodzie zanim udało jej się podnieść i złapać oddech. Serce biło jej jak oszalałe. Nie spodziewała się tego. Zawsze sprzeczkni z Megan nie były groźne, jednak coś musiało się zmienić.
Czułam jak tusz do rzęs spływa mi po policzkach. Zanim wstałam na równe nogi, mogłam tylko dojrzeć odchodzące sylwetki trzech dziewczyn. Przysięgałam sobie w duchu, że ją kiedyś zabiję i ta opcja poprawiła mi humor. Wszyscy patrzyli się na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nikt nie wykonał żadnego ruchy by mi pomóc, ale także nikt nie zaczął się śmiać. Pozbierałam swoje rzeczy i pobiegłam na parking do swojego auta unikając spojrzeń ludzi. Obecnie samochód to było jedyne miejsce, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie.
Kiedy tylko znalazłam się w aucie, rzuciłam na tylne siedzenie wszystkie torby. Matka mnie zabije. Cały samochód będzie przesiąknięty wodą. Skierowałam lusterko na twarz i patrzyłam w nie przez dłuższą chwilę. Tak jak myślałam, tusz spływał mi po policzkach i na całej twarzy i we włosach miałam jakieś dziwne glony, które właśnie próbowałam wyskubać. Puściłam głośno muzykę i z całej siły zaczęłam krzyczeć waląc rękami i czołem o kierownicę. Musiałam dać upust swoim emocją. Ludzie przechodzący obok dziwnie się na mnie patrzyli, ale teraz miałam to gdzieś. Priorytetem w moim życiu stało się upokorzenie Megan Bennet. Dzisiaj w centrum oficjalnie rozpoczęła wojnę, i pomimo tego, że wygrała bitwę, ja zwyciężę w ostatnim rozrachunku. Choćby nie wiem co. Tym razem przesadziła, i to ona nie wiedziała z kim zadziera.
Uruchomiłam silnik i już spokojnie i bezpiecznie dojechałam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz