piątek, 6 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 1



Czym jest frustracja? Wiesz, że masz jutro kartkówkę z fizyki ale za cholerę nie możesz znaleźć zeszytu.





Usłyszałam odgłos rozsuwających się zasłon i natarczywe promienie słońca owinęły moją twarz. Leniwie otwarłam powieki i zmrużyłam oczy, które po długiej nocy nie zdążyły się jeszcze przyzwyczaić do światła. Cały czas żyłam w błogiej świadomości, że wciąż śnię. Jednak pokój był zbyt realny, by to mogła być wyłącznie moja fantazja. Średnie pomieszczenie o lawendowym odcieniu, mieszczące w sobie ogromne biurko na którym walało się tysiące książek, drewnianą szafę zrobioną w staroświeckim stylu z brzozowego drewna, dodatkowo wygodne łóżko, które skrzypiało przy każdym najmniejszym ruchu, komuś mogłoby się to wydawać irytujące, ale dla mnie miało to swój urok. Nad posłaniem zawieszona była moskitiera, która skutecznie odganiała wstrętne komary i muchy budzące mnie nad ranem. Drewniany parkiet, po środku pokoju przykryty był miękkim, błękitnym dywanem na którym obecnie leżały moje ubrania pozwijane w kłębek.
- Wstawaj Jesse. - Odezwała się Elsa Donovan ponaglającym tonem.
- Mamooooo, jeszcze pięć minut. - Odpowiedziałam i opadłam ponownie na miękkie poduszki zasłaniając się pościelą. Usłyszałam kroki, które w szybkim tempie zbliżały się w moją stronę. Kołdra zaszeleściła, a po chwili poczułam powiew nieprzyjemnie chłodnego wiatru na swoim ciele, kiedy pierzyna opadła na podłogę. Najlepiej gdyby zlikwidowali szkoły i nie musiałabym wcześnie wstawać. Z miną naburmuszonej pięciolatki usiadłam ociągając się przy tym niemiłosiernie. Usłyszałam tylko jak mama chichocze i wychodzi z pokoju zostawiając przy okazji narzutę na reszcie ubrań. To był znak do posprzątania mojego azylu. Minęło trochę czasu zanim w końcu się zwlekłam niezupełnie przytomna.
Złapałam parę jakiś zeszytów i książek z biurka nie patrząc nawet na okładki, wsadziłam je do skórzanej, brązowej torby. Zgubiłam gdzieś plan, więc nawet nie wiedziałam jakie dzisiaj będę mieć lekcje. Zresztą w tym stanie nie robiło mi to różnicy. Spojrzałam w stronę budzika i otworzyłam szeroko oczy. Już ta godzina ! Jak zwykle się spóźnię. Podbiegłam szybko do szafy i zarzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy, po czym złapałam torbę i zachaczając po drodze o łazienkę - zbiegłam po schodach na dół. Mama czekała na mnie przy drzwiach frontowych trzymając w ręku moje zapakowane śniadanie i klucze. To już była dla niej rutyna. Znała mnie lepiej niż ja samą siebie. Kocham Cię mamo. Wzięłam od niej swoje rzeczy i ucałowałam ją w policzek.
- Pa! Będę później!- i wybiegłam z domu zostawiając za sobą otwarte drzwi. Przebiegłam szybko przez trawnik i przeskoczyłam niski płotek sąsiada.
- Przepraszam panie McGregory ! - Krzyknęłam w stronę starszego pana widząc jego minę, kiedy przeskakiwałam jego żywopłot, ale on tylko wywrócił oczami i zaśmiał się.
Praktycznie nikt nie zwracał uwagi kiedy pędziłam przez ich chodniki, dla wszystkich wydawało się to....codziennością. Przyzwyczaili się już do mnie. W tutejszej wyjątkowo spokojnej dzielnicy, w której prawie nigdy nic się nie dzieje, między rządkami identycznych białych domów z dużą werandą i czarnym dachem, wśród perfekcyjnie przyciętych trawników byłam bardzo znana. W końcu kto by nie zapamiętał głupiej blondynki przebiegającej codziennie przez twoją posesję i niszczącej Ci ten przerażająco nieskazitelny ogródek?
Po paru minutach wpadłam zmachana do szkoły, a dyrektorka posłała mi srogie spojrzenie te z typu "Na lekcje Donovan! Znowu spóźniona! Tak dłużej być nie może!" a ja jak zwykle ją zignorowałam. Tą kobietę każdy omijał szerokim łukiem, niezwykle blada o szarych oczach od których, aż biło chłodem. Wysoka, szczupła wręcz rahityczna o zapadniętych policzkach. Siała postrach wśród uczniów swoimi niezwykle srogimi metodami wychowawczymi. Jej surowy i przenikliwy wzrok wyłapywał każde, nawet najmniejsze wykroczenie. Stąd niechęć uczniów do tej osoby. W przelocie spojrzałam tylko na tablicę ogłoszeń dowiadując się w której sali mam teraz lekcję i pobiegłam w tamtą stronę. Pędziłam właśnie głównym korytarzem nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia uczniów spoglądających zza szklanych ścian klas. Zazwyczaj nikt nie krytykował przeszklonej konstrukcji szkoły, bynajmniej zawsze działo się coś ciekawego i każdy mógł to obserwować, ale w momencie kiedy skupia się na tobie wzrok wszystkich wolałabyś by te ściany zastąpił metrowej grubości mur. Skupiłam całą swoją uwagę na tym, żeby nie wyrżnąć na oczach obserwujących mnie ludzi. Tego by brakowało. Z pozoru Fullerton High School wydawał się normalną szkołą, może trochę bardziej nowoczesną niż przeciętna, ale poza tym wszystko było w normie. Większość z profesorów została wylana z innych szkół i jakimś cudem trafiła do nas. Mieliśmy w kadrze pedofila, schizofreniczkę, gościa od historii z alzheimerem, nawiedzoną sprzątaczkę i wiele innych interesujących okazów. W końcu wpadłam zdyszana do klasy, a nauczyciel tylko zmierzył mnie obojętnym wzrokiem.
- Jessica....spóźnienie. - Wypełnił dziennik i wrócił do tematu o którym opowiadał. Nie rozglądając się ruszyłam na swoje miejsce i usiadłam przy stoliku pod oknem. Na lekcji wszyscy przysypiali więc nikt nie zwrócił na mnie nawet najmniejszej uwagi. Usiadłam na krześle i rozprostowałam zmęczone nogi. Przymknęłam oczy, próbując wyłączyć się całkowicie. Nagle coś lekko uderzyło mnie w ramię. Spojrzałam pod siebie i zauważyłam zgniecioną kartkę papieru. Szybko podniosłam ją i przeczytałam wiadomość napisaną niechlujnym, krzywym pismem :

Jess chociaż raz w życiu
mogłabyś założyć bluzkę
na prawą stronę...
Oczywiście nie mówię
już o zapoznaniu się
z grzebieniem.
Kupię Ci lustro na urodziny.

Wywróciłam teatralnie oczami i zgniotłam z powrotem karteczkę. Obróciłam się lekko w stronę z której nadleciała i odrzuciłam ją swojemu przyjacielowi. Siedział jak zwykle znudzony z daleko wysuniętymi nogami, w końcu przy 190 wzrostu trudno siedzieć w tych niskich ławkach. Jego czarne roztrzepane włosy świetnie konponowały się ze śniadą cerą i brązowymi oczami. Miał na sobie swoją ulubioną wytartą bluzkę z Billabonga i zwykłe, krótkie, oliwkowe bojówki.
- West, ty już na pewno nie będziesz mnie pouczał o zasadach dobrego ubioru i porannej higieny. - Prychnęłam w jego stronę, a chłopak tylko wykrzywił usta w cwaniackim uśmiechu. Spojrzałam na swoją bluzkę która rzeczywiście była na lewej stronie.
-Cholera..- Powiedziałam pod nosem. Na razie nic z tym nie mogłam zrobić. Przeczesałam swoje długie miodowe włosy palcami by choć trochę je uporządkować. Ale i tak nigdy nie doprowadzę ich do ładu. Są normalnie jak dziki koń, ani go związać ani okiełznać. Skrzywiłam się i zostawiłam je w spokoju. Usłyszałam za sobą chichot Westa i wywróciłam teatralnie oczami. Chociaż na zewnątrz pogoda była doskonała, słońce prażyło a letni wiatr smagał nasze twarze, w klasie panowała senna atmosfera. Pomimo tego faktu, że za parę tygodni wakacje! Rozejrzałam się w około, ale chyba nikt nie myślał tak entuzjastycznie jak ja. No cóż pozostało mi tylko wtopić się w tłum..Położyłam łokcie na blacie stolika i oparłam podbródek na dłoniach wlepiając swój znudzony wzrok w profesora. Co chwilę moje spojrzenie uciekało do zegarka, który jakby na złość strasznie się wlókł. Przez następne półgodziny nic się nie wydarzyło, oprócz tego, że parę razy dało się dosłyszeć gdzieś tam z tyłu donośne chrapanie i ktoś wypadł z ławki. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy nagle się ożywili. Praktycznie mówiąc po 20 sekundach podczas których zdążyłam zebrać swoją torbę z podłogi, w sali nie było już nikogo. No może za wyjątkiem mnie i kochanego nauczyciela, ktory w tym momencie wychodził na korytarz. Ktoś odchrząknął, odwróciłam głowę i spostrzegłam, że obok mnie stoi West. No tak on zawsze był solidarny wobec mnie, nawet nawet w momencie kiedy byłam najbardziej ślamazarną osobą na świecie. Podałam mu torbę po czym ruchem ręki nakazałam się żeby się odwrócił. West spojrzał się na mnie poirytowany, wywrócił oczami ale posłusznie obrócił się do mnie plecami. Upewniłam się, że nikt mnie nie widzi i szybko zdjęłam swoją koszukę i przewróciłam ją na prawą stronę zakładając spowrotem na siebie.
- Stołówka? - Rzuciłam ochoczo w jego stronę przy okazji odbierając swoją torbę.
- Jak chcesz. - Powiedział obojętnym tonem i wzruszył ramionami. Sam zabrał swój plecak i powlókł się ze mną do wyjścia.
Po paru minutach weszliśmy do zatłoczonej sali. Gdybym weszła tam 5 sekund wcześniej właśnie oblizywałabym językiem pudding ze swojej twarzy, na szczęście West zatrzymał mnie i deser trafił jakiegoś dryblasa z ostatniej klasy, który widocznie wkurzył się z tego powodu i rzucił mi wrogie spojrzenie. Gdybym tylko miała z tym coś wspólnego.
- Dzięki. - Mruknęłam cicho w stronę swojego przyjaciela i ruszyłam prosto przed siebie do ostatniego stolika po prawej stronie. Do 'naszego' stolika. Usiadłam jak zwykle na środku i wyciągnęłam kanapkę. West siadając na przeciwko mnie zaśmiał się, rzuciłam mu pytające spojrzenie nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Co ty byś zrobiła bez swojej matki. - Powiedział rozbawiony i sam wyciągnął jabłko ze swojego plecaka.
- Hmm...Byłabym chyba anorektyczką w zakładzie dla świrów. - Odpowiedziałam i wyszczerzyłam szeroko zęby odsłaniając właśnie przeżutą część swojej kanapki.
- Gdybym był Megan powiedziałbym, że jesteś obrzydliwa. - Dodał odwzajemniając mój szeroki uśmiech. Dla sprostowania Megan Bennet to dziewczyna z ostatniej klasy. Najpopularniejsza i najładniejsza laska w naszej szkole. Można powiedzieć, że to ona kreuje trendy i ma tłumy nie tylko wielbicieli ale i wielbicielek, które pragną być takie jak ona. Żałosne.
- Ohh..jaka szkoda, że jej tu z nami nie ma. Chętnie posłuchałabym uwag o moich niezadbanych włosach i niechlujnym ubiorze. - Powiedziała z sarkazmem starając się naśladować pannę Bennet.
- Dżizys krajs. L.O.L , Donovan przestraszyłaś mnie. Wystarczyło bym na Ciebie spojrzał i już będę miał koszmary cały tydzień! - Zapiszczał West wprost perfekcyjnie ją parodiując.
Przymrużyłam powieki obserwując z zaciekawieniem chłopaka.
- Dobry w tym jesteś. - Powiedziałam z uznaniem.
- Wiem. Lata praktyki. - Dodał pewnym siebie tonem z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Głośno się zaśmiałam.
Na prawdę gdyby nie on...nie odnalazłabym się w tym świecie. Znam go praktycznie od 8 roku życia, kiedy to przeprowadził się z jakiegoś małego miasteczka w Oregonie i zamieszkał obok mnie, dokładnie dom dalej. Dzielę nawet z nim żywopłot, który latem zawsze podcinamy razem. Gdyby ktoś na niego spojrzał, w życiu nie powiedziałby, że chłopak ma 18 lat. Jego 190cm wzrostu, ostre rysy twarzy i szerokie ramiona sprawiały, że wyglądał starzej. Praktycznie rzec biorąc z moimi 168 wzrostu wyglądałam przy nim jak przedszkolak. Poczułam jak ktoś uderza mnie lekko w ramię i spojrzałam z wyrzutem na Westa
- O wilku mowa.- Powiedział cicho obserwując wejście do stołówki. Na sali zapadła głucha cisza, tylko od czasu do czasu słychać było jakieś gwizdy. Podniosłam wyżej głowę i dostrzegłam co jest powodem zachowania innych. W drzwiach stał nie kto inny jak Megan. Gdybym tak z całego serca jej nienawidziła mogłabym powiedzieć, że jest na prawdę atrakcyjna. Wysoka, długonoga blondynka o jasnych zielonych oczach. Nie raz podejrzewano ją o noszenie soczewek..Jej idealnie proste, długie włosy były powodem zazdrości wielu dziewczyn. Dzisiaj przyozdobione kolorową opaską wyglądały jak z katalogu Wella'i. Kiedy dziewczyna poruszała się swoimi kociki ruchami do stolika wszystkie oczy na sali skierowane były na nią. Jej jeansowa mini i bluzka na ramiączkach z bardzo wyciętym dekoltem nie zakrywały wiele, co sprawiło, że połowie publiczności..mam na myśli tą męską część ,pociekła ślinka. Tylko oczywiście West pozostał mi solidarny i olał Megan. Kiedy dziewczyna usiadła przy stoliku i zaczęła całować się ze swoim facetem - Paul'em Norringtonem można było dosłyszeć odgłosy rozczarowania chłopaków, a potem wszyscy wrócili do swoich poprzednich czynności. Prychnęłam rozdrażniona i wróciłam do jedzenia kanapki przy okazji marszcząc czoło. Poczułam na sobie spojrzenie przyjaciela i powoli podniosłam swój wzrok na niego.
- Co? - Rzuciłam w jego stronę niezbyt przyjaznym tonem.
- Jezuu Jess, wyluzuj. Co ja Ci takiego zrobiłem. - Powiedział przyglądając mi się ze zmrużonymi oczami. - Jeżeli chcesz nauczyć się zabijać wzrokiem to nie próbuj tego na mnie. - Dodał po chwili zgryźliwym tonem i wstał od stolika.
- Zobaczymy się później. - Zabrał swoje rzeczy i wyszedł ze stołówki zostawiając mnie samą na pastwę tych dzikusów wokół mnie. Nie odpowiedziałam mu nic próbując ochłonąć, w końcu nie potrzebnie na niego naskoczyłam. Rozejrzałam się podejrzliwie po sali, ale nikt nie patrzł się w moją stronę, wszyscy byli zaabsorbowani czymś innym. Chwilę później gdy dokończyłam śniadanie spakowałam swoje rupiecie i ruszyłam okrężną drogą do drzwi byle nie przechodzić przez środek. Czasem gdy zostaje sama, głupi sportowcy wpadaja na różne dziwne pomysły i dlatego staram się w tym czasie nie rzucać w oczy. Powiedzmy wprost...te typki mnie nie lubią. W końcu ośmieszyłam prawie każdego z nich na tle całej szkoły. Żeby nie było...sami się o to prosii. Ja nie szukam kłopotów.
W końcu po paru beznadziejnie nudnych lekcjach czas przyszedł na basen. Akurat z tego powodu cieszyłam się. Co jak co ale nawet nieźle radzę sobie ze sportem. Jestem najlepszą pływaczką w swoim roczniku. Czasem fajnie jest się czymś wyróżniać i wiedzieć, że jesteś przez kogoś podziwiany. Oprócz tego, że jestem w tym dobra to na zajęciach spotykam się z chyba najnormalniejszą dziewczyną w całej szkole - Sarą Roberts. Weszłam do szatni dla dziewczyn jeszcze na przerwie w związku z czym było tu pusto. Wyciągnęłam swój kostium i inne przybory pływackie z torby i przebrałam się szybko korzystając z okazji, że jestem zupełnie sama. Położyłam ręcznik na ramieniu a swoje ciuchy wepchnęłam do ciasnej szafki. Kiedy wychodziłam z szatni spotkałam po drodzę niską brunetkę o brązowych oczach. Jej długie włosy spięte były w kucyka na środku głowy a długą grzywkę podtrzymywała opaska.
- Cześć Sara. - Powiedziałam w jej stronę pogodnym tonem i uśmiechnęłam się szeroko.
- Hej Jess. - Odpowiedziała spokojnie, jak to zwykle ona i odwzajemniła mój uśmiech.
- Co ta..- Zaczęłam mówić ale utkwiłam wzrok na drzwiach w których właśnie pokazała się moja ulubiona uczennica. Mina natychmiastowo mi zrzedła. Megan ruszyła w naszą stronę z tym swoim firmowym uśmieszkiem na ustach mówiącym : "Jestem zajebista, a ty jesteś zerem".
- Ooo widzę, że dwa dziwadła się dobrały. - Zachichotała i uśmiechnęła się słodko w naszą stronę. Jednak ja w jej oczach zauważyłam złośliwe iskierki. Ona cała była przesycona złem.
- Czekam na zewnątrz. - Dokończyłam cicho Sarze, a ona tylko przytaknęła głową, widziałam, że jej mina też nie wyrażała większego zadowolenia. W końcu kiedyś Megan i Sara przyjaźniły się..A teraz kiedy Bennet zyskała popularność po prostu ją olała. Sara opowiadała mi, że kiedyś Meggy była zupełnie inna i strasznie ją zraniła w momencie, gdy wybrała bycie 'numer jeden' w szkole niż przyjaźń z Sarą. Chociaż teraz już się z tym pogodziła ale nadal zgryźliwe uwagi rzucane w jej stronę sprawiają jej ból.
Po paru minutach czekania, Roberts w końcu wyszła ze smutnym uśmiechem na ustach. Uśmiechnęłam się delikatnie próbując ją pocieszyć , trąciłam ją lekko łokciem. W tym momencie podszedł do nas jeden z ratowników, który zajmował się trenowaniem chłopców. Był to 38 letni obrzydliwy blondyn z ogromnym mięśniem piwnym. Gdy dłużej mu się przyglądałam wyobraziłam sobie takiego najgorszego zboczeńca z tych filmowych dramatów, który to śledzi ofiarę z zapartym tchem, a potem robi sobie dobrze nad jej zasmarkaną chusteczką. Aż wzdrygnęłam się na tą myśl i szybko odgoniłam ten obraz ze swoich myśil. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam co ratownik do mnie mówi.
- Co? - powiedziałam to prosząc żeby powtórzył. Blondyn spojrzał się na mnie poirytowany.
- Powiedziałem, że dzisiaj macie trening ze mną, bo wasz trener jest chory. - Powtórzył marszcząc czoło na którym właśnie pojawiły się głębokie bruzdy. Wtedy naszedł mnie kolejny obraz jak to ratownik gapi się na moje ciało jakby chciał rozebrać mnie wzrokiem, a z jego ust cieknie ślinka. Ponownie się wzdrygnęłam, ale tym razem szybciej odzyskałam świadomość.
- Że jak?! Trening z chłopakami?! - Spytałam otwierając szerzej oczy. Zaczęłam się rozglądać po basenie i zauważyłam, że wszyscy kolesie są już w wodzie i gapią się na mnie i na Sarę złowrogim spojrzeniem. W końcu zabierałyśmy im minuty cennego treningu. Z jednej strony chciałam tam wejść do wody i pokazać im co na prawdę umiem...Pochwalić się swoimi umiejętnościami, ale z drugiej...wstydziłam się nawet nie wiedziałam czego. Może mojego ciała? Może tego, że okażą się dużo lepsi i już nie będę tą najlepszą? W tym momencie za nami pojawiło się kolejnych 5 dziewczyn w kostiumach równie zdezorientowanych jak my.
- Donovan, Roberts i reszta bez dyskusji! Do wody! - Wrzasnął trener i chamsko dmuchnął z całej siły w swój czerwony gwizdek prosto w moją twarz. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, ale już bez słowa weszłam do wody razem z innymi dziewczynami. Ulokowałam się na pierwszym lepszym torze wraz z Sarą. A reszta dziewczyn poszła na te, gdzie było najwięcej fajnych chłopaków. Na moje szczęście Megan dzisiaj nie pływała, a jestem pewna, że chciałaby tu być teraz i pokazywać się w swoim skąpym bikini. Uśmiechnęłam się sama do siebie w zadowoleniu. Nagle z męskiej szatni wyszedł jeszcze jeden chłopak i automatycznie moja szczęka opadła. Wysoki koleś o oliwkowej ziemistej cerze. Idealnie zarysowane mięśnie, kaloryfer na brzuchu po prostu jak ze snu. Szerokie kształtne barki i wąskie biodra. Ten perfekcyjnie zarysowany trójkąt sprawił, że nogi się pode mną ugięły, ale w wodzie na szczęście nie było tego widać. Nie wiedziałam kto to jest, w końcu koleś miał już na sobie czepek i okulary, ale to nie zmieniło faktu, że moje serce zabiło szybciej. Kiedy w końcu otrząsnęłam się z tego amoku zauważyłam, że pozostałe dziewczyny na basenie równie natarczywie wlepiają w niego swój wzrok.
- West Cooper! Kolejne spóźnienie! Jak tak dalej pójdzie to wywalę Cię z drużyny! - Krzyknął znowu ratownik widocznie wkurzony.
- Sorry trenerze pani dyrektor mnie zatrzymała. - Odpowiedział luźno West i wskoczył do wody. W oddali można było posłyszeć podniecone głosy dziewczyn, praktycznie jakby pokazywały na niego palcami.
Nie...to nie mógł być mój West. To jest niemożliwe. Nie wierzę. Jakoś nigdy nie patrzyłam na niego od tej strony..Zawsze był moim przyjacielem i tyle. Nic więcej. Poczułam jak ktoś uderza mnie z łokcia i otrząsnęłam się z tego szoku.
- Co jest? - Zapytała Sara przyglądając mi się badawczo.
- Ee.. nie nic. - Powiedziałam niepewnie wzruszając ramionami. Dobrze, że byłyśmy na basenie inaczej pewnie zauważyłaby ten ogromny rumieniec który wpełzł na moją twarz. Natychmiastowo zanurzyłam głowę i wychyliłam się, tłumacząc się tym, że muszę przyzwyczaić się do temperatury wody. Nagle przede mną wynurzyła się ogromna postać Westa.
- Co jest Donovan obijasz się jak zwykle? - Powiedział do mnie z lekkim sarkazmem i uśmiechnął się ironicznie. A ja znowu się zacięłam, nie mogłam wydusić z siebie słowa, tylko gapiłam się na te jego bary i kaloryfer z niedowierzaniem i podziwem. Szczęście, że miałam już na sobie okulary wobec czego nie wiedział w którym kierunku dokładnie zerkam.
- Czemu nie powiedziałeś mi, że jesteś w drużynie pływackiej? - Fuknęłam w końcu, a mój ton sugerował, że jestem na niego obrażona.
Przez te parę sekund ciszy wiedziałam, że przyglądał mi się zdziwiony moim zachowaniem. Sara spojrzała się na mnie dając mi do zrozumienia, że czuje się nieco niekomfortowo i odbiła się od ścianki i zaczęła płynąć. Zostawiła mnie sam na sam z nim. Wszyscy już pływali a trener gdzieś wybył więc mogłam trochę poleniuchować.
- Zapomniałem. Nie uznałem tego za coś ważnego.- Rzucił do mnie beztroskim tonem i wzruszył ramionami. - Praktycznie dopiero od dwóch tygodni chodzę na treningi. - Dodał po chwili, a ja czułam jak cały czas bacznie mnie obserwuje.
- Ah..Jasne. Nic ważnego. - Powtórzyłam naśladując go .
West pokręcił głową z dezaprobatą.
- Nie dąsaj się tak. - Powiedział rozbawionym tonem. Nie wiem czemu, ale za każdym razem kiedy byłam na niego wściekła albo obrażona jego to bawiło. A mnie bardzo mnie to irytowało. - Tylko pokaż co umiesz. - Dodał po chwili i ochlapał mnie wodą. Odbił się od ścianki i szybko zaczął płynąć w stronę drugiej.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i zacisnęłam ręce w pięści. Odbiłam się mocno od dna i pełna frustracji zaczęłam go gonić. No cóż spójrzmy prawdzie w oczy nie miałam szans. On praktycznie jak zawodowiec machnął parę razy łapami i znalazł się na drugiej stronie, a ja z moimi krótkimi nóżkami i rączkami musiałam się nieźle namęczyć żeby nadrobić trochę ten dystans. W końcu dopłynęłam i złapałam się drążka. Chciałam uderzyć Westa w ramię, ale woda zahamowała mój ruch i praktycznie tylko delikatnie go dotknęłam. Chłopak zaśmiał się obserwując tą nieudolną próbę.
- Szybka jesteś. - Stwierdził z uznaniem i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Gdy mam dobrą motywacje..- Odburknęłam, West znowu się zaśmiał.
- Donovan! Cooper! Mieliście pływać bez przystanków! - Wrzasnął trener nawet nie wiadomo kiedy zjawiając się za naszymi plecami. West spoważniał i bez słowa popłynął z powrotem. Ja chwilę odczekałam i popłynęłam za nim.
W końcu po niecałej godzinie wyszłam odmoczona z wody. Odnalazłam wzrokiem Westa który nadal siedział w basenie.
- Idziesz ze mną? - Poruszyłam wyraźnie wargami, żeby mógł dostrzec to co chciałam powiedzieć.
- Trening. - Powiedział równie bezgłośnie i wzruszył ramionami. Po chwili znowu zniknął w wodzie. Czyli musiałam wracać sama. Westchnęłam cicho i powlokłam się leniwie w stronę szatni.
Gdy weszłam razem z Sarą do środka głosy dziewczyn natychmiastowo umilkły i wszystkie twarze zwrócone były na nas. Ściślej mówiąc na mnie. Megan wstała z ławki patrząc się na mnie swoim wyniosłym spojrzeniem.
- Czy ty z Westem jesteście razem? - Spytała zaciekawiona. Poczułam jeszcze bardziej, że reszta dziewczyn świdruje mnie wzrokiem. O mało nie zadławiłam się własną śliną i wybuchnęłam śmiechem. Boże jak one mogły myśleć, że ja z nim...
- Nie. - Zdołałam tylko odpowiedzieć powstrzymując się od następnego wybuchu. Megan uśmiechnęła się triumfalnie i uniosła wyżej jedną z brwi.
- To świetnie. - Powiedziała beztrosko i wyszła z szatni, a za nią powlokły się jej niewolnice. Stanęłam jak wryta zastanawiając się o co może jej chodzić. Czyżby nagle zaczęła się interesować Cooperem? To było niemożliwe biorąc pod uwagę, że przez praktycznie wszystkie klasy śmiała się z niego i wyzywała od największego dziwaka. Zostałyśmy z Sarą jak zwykle same w szatni.
- Co jest ...? - Chwilę ciszy przerwała Sara równie zdziwiona jak ja.
- Nie mam pojęcia. - Spojrzałam w jej stronę ściągając brwi. Już bez słowa zaczęłyśmy się przebierać i pakować, a potem pożegnałyśmy się i każda z nas ruszyła w stronę swojego domu.

2 komentarze:

  1. Jest dobrze, naprawdę dobrze :) Znalazłam parę błędów, interpunkcyjnych przede wszystkim, ale któż ich nie popełnia :D Wszystko zapowiada się ciekawie, ale przypomina mi amerykańskie filmy o podobnej tematyce. Dziękuję za komentarz, obserwuję i wpadnę czytać dalej, jeśli tylko znajdę czas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to się cieszę ;)
    hah interpunkcja nigdy nie była moją dobrą stroną. ;P
    a to nie wiem czy zaleta czy wada.., że przypomina ;> ;D
    to ja dziękuję ;)
    również wpadnę do Ciebie jak znajdę czas ;)

    OdpowiedzUsuń