piątek, 6 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ 7

Nic nie jest takie jak się wcześniej wydawało.




Pan Voger odprowadził nas pod biuro dyrektorki. A raczej zaciągnął nas tam siłą, bo jego silny uścisk nie zelżał nawet na sekundkę.
-Macie siedzieć i się nie ruszać dopóki was nie wezwą. - Woźny nie robił sobie żartów, a w jego głosie pobrzmiewała nuta grozy i gniewu. Oby dwie naburmuszone usiadłyśmy na krańcowych krzesłach, byle jak najdalej od siebie. Nie musiałyśmy czekać długo, bo po 4 minutach wezwano nas obie to gabinetu. Usiadłyśmy naprzeciwko dyrektorki, wciąż milcząc.
-Nie mam pojęcia co wy sobie myślałyście, odstawiając taki teatr na stołówce. To jeszcze w przerwie na lunch, kiedy jest najwięcej uczniów! - Pani Richardson łypała na nas groźnym spojrzeniem od którego można było dostać dreszcze. Nie mogłam powstrzymać się by nie patrzeć na jej spiczasty, haczykowaty nos, który kojarzył mi się z wiedźmami. Zresztą, może miała jakąś kiedyś w rodzinie ? Bo urodę odziedziczyła po niej.
- Z chęcią bym was obie wyrzuciła, ale niestety nie mam do tego żadnych podstaw. Jeden wyskok nie wystarczy, by w ogóle nad tym myśleć. Ale uwierzcie zbroicie coś więcej to postaram się o wasze wydalenie. - Czy to były groźby ze strony dyrektorki ? Na pewno zarząd nie byłby zadowolony, gdyby usłyszeli jak pani Richardson zwraca się do swoich uczniów. Ale kto tam by mi uwierzył. Zresztą wolałam trzymać się od niej z daleka. Kątem oka obserwowałam Megan, wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać. To było troszkę pocieszający widok. Wyłączyłam się na chwilę z rozmowy, a raczej monologu dyrektorki na temat przemocy w szkole, wpatrując się w zdjęcia i dyplomy wiszące za nią na ścianie.
- ...dlatego mogę tak was jedynie ukarać, ale sądzę, że parę rzeczy sobie przemyślicie. Codziennie po szkole o 16, będziecie pomagać panu Voygerowi sprzątać szkołę. Dostaniecie specjalne stroje i będziecie wykonywać jego polecenia. Na razie tydzień wam starczy, ale wszystko zależy od opinii waszego przełożonego czy przerwiecie prace, czy wam ją przedłużę. Więc na waszym miejscu, raczej bym się starała. - Specjalnie nie ukryła swojego szelmowskiego uśmieszku, gdy tylko zobaczyła nasze miny. Miałam ochotę wyrwać go z jej twarzy i zmielić w maszynce do mięsa.
- Co?! - W końcu Barbie się obudziła, najwyraźniej widać, że bała się bardziej wizji sprzątania i zostawania w szkole niż samej postaci dyrektorki. - Jak to sprzątać ?! Mam spędzić z nią cały tydzień?! Rada rodziców się o tym dowie! Wyrzucą panią! - Co za głupia blondynka! Krzyczałam w myślach do siebie, próbowałam ją kopnąć by się uspokoiła, ale zamiast w jej nogę trafiłam w krzesło.
- Uspokój się debilko. - Syknęłam cicho w jej stronę, jednak ta nie zauważając tego kontynuowała swój wybuch.
- Bennet, dość. - Dyrektorka podniosła się i patrzyła teraz na nią z góry opierając się dłońmi na blacie. - Nie będziesz się tak do mnie odzywać młoda damo. Jesteś bezczelna, a twój ojciec w tej sytuacji nie pomoże Ci. - Widać było w jej oczach jak szastają nią różne emocje, opierała się by nie uderzyć Megan. I w sumie podziwiam ją, bo ja już dawno bym to zrobiła na jej miejscu. Przyłożyłabym jej. I to ponownie.
- I dzięki twojemu bezczelnemu charakterowi, oby dwie spędzicie dodatkowy tydzień sprzątając w szkole. Zadowolona ? - Barbie natychmiastowo zamknęła swoją jadaczkę.
- Super..- Prychnęłam pod nosem, miałam ochotę złapać blondynkę za szyję i ją udusić!
- Donovan, jakiś problem ? Bo termin można jeszcze wydłużyć.
- Nie, nie. Wszystko gra pani dyrektor. - Sztuczny uśmiech, który obecnie pojawił się na mojej twarzy powinien ją zadowolić. Razem z Bennet równocześnie wstałyśmy z krzeseł i wyszłyśmy z gabinetu uprzednio rzucając dyrektorce marne 'do widzenia'.
- Zabiję ją, zabije ciebie! Wszystko przez Ciebie! - Barbie stanęła blisko mnie patrząc się na mnie z góry, tymi swoimi przemądrzałymi oczkami pełnymi gniewu.
- Przeze mnie?! Ty głupia krowo załatwiłaś nam dodatkowy tydzień pracy! Ja to jakoś przeżyję, ale nie wiem czy twoja duma także. - Tym razem to ja patrzyłam na nią z wyższością. Sama się wrobiła. Znaczy nas.
Megan prychnęła i odeszła wkurzona po drodze wrzeszcząc jeszcze na jakieś pierwszaczki. Ten widok był wart dwóch tygodni sprzątania.



Już po powrocie do domu napisałam sms Sarze o mojej 'karze'. Najwyraźniej ucieszyła się z tego, że mnie nie wywalili. „Ja się tak łatwo nie dam” - obiecałam jej.
W pokoju w swoim kalendarzu odznaczałam krzyżykiem minione dni odliczając do swoich 17 urodzin. Został równy tydzień, a ja nie mogłam się już doczekać. Miałam nadzieję, że dostanę samochód, a dokładniej pięknego peugeota 206, na którego zresztą pracowałam całe wakacje,
ale rodzice zdefraudowali moje pieniądze.. Co do grosza. Wymówką był fakt, że potrzebowali trochę kasy na remont, a ktoś musiał ucierpieć i jak zwykle byłam to ja. Ale nie trzymam urazy, zobaczymy jak z moim prezentem.
- Jess! Obiad! - Miałam dosłownie 20 minut wolego i musiałam wracać z powrotem do szkoły. Sprzątanie czekało. Pan Voyger czekał. Mop i miotła czekały. Cóż nie ładnie byłoby się spóźnić. Zeszłam szybkim krokiem do kuchni zastając rodziców przy stole. Atmosfera była dość napięta, a ja nie miałam pojęcia z jakiego powodu. Milcząc zajęłam swoje miejsce, a mama nałożyła mi kawałek indyka i trochę warzyw przy okazji z 3 razy upuściła łyżkę, bo tak trzęsły się jej ręce. Coś wisiało w powietrzu, coś niedobrego. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to śmierć kogoś z bliskich, to też nie chciałam jakoś naciskać.
- Coś się stało ? - Zapytałam ostrożnie dłubiąc widelcem w jedzeniu. Rodzice spojrzeli po sobie, ale żadne z nich nic się nie odezwało, to też ja siedziałam cicho. Ostatnio każde wspólne jedzenie tak wyglądało, nikt się nic nie odzywał. Zastanawiałam się więc, czy to dobra pora, by powiedzieć o całym incydencie ze stołówki i wymierzonej karze. Ale chyba na razie sobie odpuszczę.
- Ja nie mogę tak dłużej. - Pani Donovan westchnęła głośno i upuściła sztućce na talerz, po czym zasłoniła dłońmi oczy. Płakała? To przykuło moją uwagę.
- To jej powiedz. - Tym razem odezwał się tata. Zadziwiła mnie oschłość jego tonu.
- Mamo … ? - Nie wiedziałam o co chodzi to też wędrowałam wzrokiem od jednego rodzica do drugiego próbując rozwikłać tą zagadkę.
- Zawsze Cię muszę wyręczać ? - Elsa odsłoniła oczy, które jak podejrzewałam były zaczerwienione i mokre od płaczu. Ale czemu płakała ?
- Rozwodzimy się. - To było jak uderzenie pioruna dla mnie. Zupełnie bezwiednie upuściłam kubek, który roztrzaskał się o ziemię. To był dla mnie szok, przecież oni wydawali się idealną parą! Jak oni mogli!
- Ale jak to?! Przecież wy się nawet nie kłócicie! Czemu?! - Tym razem do moich oczu napłynęły łzy, próbowałam się bronić przed nimi jednak były silniejsze.
- My nawet nie rozmawiamy! Od paru miesięcy! - Tym razem to matka zaczęła krzyczeć, nie wiadomo czy z wściekłości czy z poczucia wina. A może z obu ? - Jess, proszę Cię. Zrozum. Wiemy, że to dla Ciebie szok, ale tak będzie lepiej. Już od dawna nie dogadujemy się z twoim ojcem. Męczymy się tylko razem. To nie tak, że Cię nie kochamy. Obydwoje nadal będziemy o Ciebie dbać. Chcieliśmy Ci to powiedzieć po twoich urodzinach, ale ja już dalej nie mogłam udawać, że wszystko jest w porządku. Przepraszam Jess. - Na końcu zaniosła się głośnym szlochem łapiąc mnie za rękę. Ojciec gapił się tylko w swój talerz ze spuszczoną głową. Wezbrał się we mnie gniew. Od ilu miesięcy to planowali, nic mi nie mówiąc? Udawali, grali jak aktorzy, bym nic nie odkryła. Słuchałam jej mając wrażenie, że mama naoglądała się za dużo głupich programów, lub naczytała się za dużo artykułów o tym 'Jak powiedzieć dziecku, że się rozwodzimy?”. Każde jej słowo wydawało się tak oschłe jakby żywcem ściągnęła je z wikipedii i wyrecytowała.
- A ty nie masz nic do powiedzenia ? - Starałam się zachować spokój w głosie, gdy patrzyłam na tatę. Ten podniósł tylko lekko głowę, nie mógł mi nawet spojrzeć w twarz. Energicznym ruchem wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia.
- Jess, ale musimy porozmawiać, gdzie idziesz?! - Tym razem to pan Donovan się odezwał. Najwidoczniej przełamał swoją barierę słów, bo nagle zachciało mu się gadać.
- Do szkoły. Pobiłam się dzisiaj z dziewczyną na przerwie i za karę muszę sprzątać szkołę. - Grzecznie odpowiedziałam, pomimo tego, że wręcz we mnie wrzało od tych wszystkich emocji, które mną teraz szastały. Rodzice wlepili we mnie swoje zdziwione spojrzenia, ale ja nie dałam im szansy by powiedzieć cokolwiek, bo zabrałam swój plecak i wyszłam z domu. Po drodze do szkoły, zastanawiałam się czy dzień może być jeszcze gorszy.

Na miejscu zostałam od razu skierowana do piwnicy do 'składzika' woźnego, który to on nazywał swoim biurem. W środku walały się miotły, mopy różne wiadra i masa środków czyszczących. Po prostu rzeczy z którymi nikt nie miał pojęcia co zrobić. Właściwie nie zdziwiłabym się, gdyby biuro pana Voygera okazało legowiskiem szczurów czy myszy. Wszystko pokrywała warstwa 5 cm kurzu.
- W końcu sobie odpocznę. - Skomentował zadowolony woźny oddając mi jakieś szmaty, które okazały się być kombinezonem w kolorze.. cóż sraczkowatym.
- Dziękuję bardzo. - Odpowiedziałam przez zęby starając się zachować grzeczny ton. Voyger tylko prychnął i kopnął wiadro w moją stronę i palcem wskazał miotłę i mopa, które specjalnie dla mnie wcześniej przygotował.
- Szybciej. Korytarz sam się nie posprząta. - Rozbawiony woźny zasiadł wygodnie na starym, zniszczonym fotelu i włączył mały telewizorek, którego wcześniej nie zauważyłam.
Zabrałam wszystkie potrzebne przyrządy i wyszłam z jego 'jamy'. - Byle dokładnie! Sprawdzę to potem! - Wywróciłam oczami i poszłam w stronę łazienki się przebrać. Potem zabrałam się do roboty.
Przez całe 15 minut skupiałam się wyłącznie na zamiataniu korytarza, próbując nie myśleć o rozwodzie rodziców. W końcu pojawiła się łaskawie Barbie odrywając mnie od moich myśli.
- Do twarzy Ci w tym fartuchu Donovan. - Powiedziała wścibskim tonem na który nawet nie zwróciłam uwagi.
- Cóż sądzę, że ten kolor będzie idealnie pasować do twoich czerwonych szpilek. - Skomentowała z cieniem uśmiechu na twarzy. Nie miałam siły i głowy by teraz się z nią kłócić. - Następnym razem weź jakieś buty na zmianę, bo te co daje Voyger.. wyglądają jakby zostały przez niego ugotowane, a potem przeżute. - Wzruszyłam leniwie ramionami, dając jej 'koleżeńską' radę. Barbie zrobiła przestraszoną minę, a potem z dumnie podniesioną głową poszła się przebrać.
Zajęło jej to dokładnie 15 minut, podczas których zdążyłam pozamiatać drugą część korytarza razem ze schodami.
- W życiu ich nie założę! Dostanę jeszcze jakiejś grzybicy! Albo mi stopy od razu odpadną! - Megan darła się od początku korytarza kierując się w moją stronę. Po całym holu roznosiło się echo jej stukających o podłogę szpilek i wiadra, które za sobą ciągnęła. Kolejne 10 minut minęło mi na wysłuchiwaniu zażaleń Barbie o tym jakie to życie jest niesprawiedliwe, że ona musi tutaj sprzątać, moczyć rękawy i na temat tego jak bardzo ją wykorzystują.
- O co Ci chodzi Księżniczko? Masz jakiś problem Megan? Mam Cię serdecznie dość i tych twoich żalów. Więc mam do Ciebie ogromną prośbę, po prostu się zamknij. I zabierz się za robotę, bo jeszcze nic nie ruszyłaś, tylko gadasz i gadasz. - W końcu nie wytrzymałam. Bennet najwyraźniej się oburzyła.
- O co mi chodzi? O to, że nie powinno mnie tu być i to wszystko twoja wina, przez Ciebie tu utknęłam! - Zaśmiałam się w głos na jej słowa. Nigdy nie spotkałam bardziej głupiej i zapatrzonej w siebie osoby.
- Kiedyś trzeba płacić za swoje grzechy. I witamy w prawdziwym świecie.
- Ale ja nic nie zrobiłam! To ty zaczęłaś! - Megan wybuchnęła zmniejszając dzielącą nas od siebie odległość. Ja nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Czy ona naprawdę była taka głupia ?
- Ty jesteś taka tępa czy tylko udajesz? - Zapytałam zupełnie poważnie. - Terroryzujesz pół szkoły, pierwszoklasiści się Ciebie boją. Ludzie obchodzą cię szerokim łukiem. Oni Ci NIC nie zrobili, tylko ty niszczysz im życie dla własnej rozrywki. I po co Ci to wszystko? Lubisz jak tak robią? A może w zamian za to, że nie masz przyjaciół chcesz stworzyć sobie poddanych? Bo jeśli tak to Ci się chyba udało. - Wywróciłam oczami wracając do zamiatania. - Naprawdę nie mam siły się z Tobą dłużej kłócić, więc mi odpuść. Chociaż raz. Może też ze względu na to, że razem jesteśmy w tym bagn..- Nie dokończyłam, bo usłyszałam cichy szloch. Zdziwiona podniosłam głowę i zauważyłam, że Megan chowa zapłakaną twarz w dłoniach. Przystanęłam zdezorientowana. No nie mówcie, że mam ją jeszcze pocieszać... To było trochę żenujące i żałosne, ale jednak ten widok ruszył coś w moim sercu, że miałam ochotę ją przytulić. Jednak szybko wstrzymałam to uczucie. Musiałam chwilę odpocząć, więc usiadłam pod ścianą, pozwalając Megan się uspokoić.
- Dla pocieszenia.. Dzisiaj dowiedziałam się, że moi rodzice się rozwodzą. - Nawet nie wiem czemu jej to powiedziałam, chyba po prostu musiałam wypowiedzieć to na głos, bo wciąż wydawało się takie nierealne. Miałam ochotę się uszczypnąć, a potem wybudzić się z tego pogmatwanego snu. Bennet usiadła niedaleko mnie podkurczając nogi i obejmując je rękami jak małe dziecko.
- Moi rozwiedli się jak miałam 13 lat. Od tamtej pory mieszkam z ojcem. A mamę widziałam może 2 razy. Plus co roku dostaję kartkę na urodziny i święta. Pocieszające, prawda? - Megan parsknęła śmiechem. Zadziwiła mnie ta chwila szczerości. W sumie, nigdy nie rozmawiałyśmy normalnie. Nie odzywałam się, więc Megan dalej ciągnęła swoją opowieść.
- Pierwsze dwa miesiące są najgorsze. Oprócz oczywiście rozprawy, gdzie krzyczą i wrzeszczą wydzierając sobie Ciebie i dobytek z rąk. Potem się do tego przyzwyczajasz... I w końcu uznajesz, że dobrze wyszło jak wyszło. - Wzruszyła lekko ramionami i odwróciła się nieśmiało w moją stronę ocierając łzy z policzków. Po chwili głośno się zaśmiała, ale nie był to śmiech, który doskonale znam – chamski i złośliwy, był to czysty, dziewczęcy i najzwyklejszy pod słońcem śmiech od którego ludzie się uśmiechają. Sama nawet nie zauważyłam kiedy moje usta wygięły się w rozbawioną podkówkę.
- Przepraszam, ale wyglądasz przekomicznie w tym stroju. - Stwierdziła. W sumie miała racje na pewno był na mnie za duży o jakieś 2-3 rozmiary, a dodatkowo ten zabójczy kolor. Cóż sam miód. Nie myśląc nawet o tym sięgnęłam po małą gąbkę do wiadra i rzuciłam w Megan śmiejąc się przy tym.
- Ty nie lepiej, szczególnie te buty pasują do całości. - Ona też ryknęła śmiechem i nagle zaczęłyśmy lać siebie wodą, zupełnie jak dwie małe dziewczynki na śmigusa dyngusa, nieźle się przy tym bawiąc.
- Ekhm...- Pan Voyger odchrząknął donośne przypatrując się nam. Praktycznie zastygłyśmy zdezorientowane bez ruchu.
- Panna Donovan skończyła już pracę na dzisiaj, natomiast Panna Bennet zostanie jeszcze pół godziny ze względu na swoje spóźnienie.
- Ale spóźniłam się tylko 15 minut! - Odpowiedziała Megan najwyraźniej nabuzowana.
- Kamery nie kłamią Megan. Nie kłamią. - Wyraźnie zadowolony z siebie pan Voyger obrócił się na pięcie i zszedł do swojej piwnicy.
- Cholera. - Przeklęła pod nosem Barbie. Uśmiechnęłam się współczująco zbierając swoje rzeczy.
- Do jutra. - Rzuciłam w jej stronę nieco zawstydzona.
- Do jutra Donovan. - Jej poprzedni wesoły ton zniknął, a na jego miejsce pojawił się oschły. Wychodząc ze szkoły nie obróciłam się ani razu byłam chyba zbyt zdezorientowana. Po głowie chodziła mi jedna myśl - „Co się właśnie stało?”.

5 komentarzy:

  1. Świetne! Genialne! Tylko momentami nie łapię czy jest narrator pierwszo czy trzecio osobowy bo w jednym zdaniu jest tak a w następnym inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo jest taki i taki xDD tak jakoś dziwnie wychodzi..
      dziękii <33
      postaram się pisać jednakowo na przyszłość. :D

      Usuń
  2. IV rozdział u mnie na http://historyofmylife.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcześniej nie skomentowałam co do rozdziału, bo musiałam się "uporać " z poprzednimi. I muszę przyznać że świetnie piszesz, z taką lekkością. Podobało mi się jak jej przygadała i może pozna prawdziwą Megan? Kto wie? Czekam na następny ;DD I komentarze to udręka - tak mało osób je daje ;// Dzięki za opinie na temat mojej "pseudo sondy".

    historyofmylife.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem, rozumiem <3
      cieszę się bardzo ;) może pozna ;P nie będę zdradzać, bo co byłby za mnie pisarz! hah. ;D

      a nie ma za co ;)

      Usuń